Natalia Plachta Fernandes
Hydrologia a sztuka
Proces twórczy był, jest i będzie niewerbalizowalny. Mogę jedynie szukać porównań. To wszystko dzieje się tak podskórnie. Jak rzeki płynące pod powierzchnią. One potem gdzieś wypływają. Ale gdzie, kiedy i jak to będzie wyglądało - nigdy nie wiadomo. Jednak ciągle słychać ich szum. Nie sposób ich zatrzymać. Bywają bliżej lub dalej od powierzchni. Czasami zapomina się o ich istnieniu. Nie są w końcu niczym niezbędnym. Jednak zapomnienie nigdy chyba nie jest całkowite. Nawet jeśli w ani jednym uchu nie słychać cichutkiego szumu, to można przeczuć zbliżanie się fali. Cisza jest pozorna.

Taka pustka, konieczna żeby pojawiło się coś co... ma się pojawić. Nie powiem, że coś co prze do przodu, żeby wybuchnąć. Gejzerów raczej nie ma. Bardziej spokojne i sukcesywnie wypływanie, nie znające oporu, więc nie potrzebujące wdzierania się przemocą. Odbywające się w odpowiednim dla siebie czasie i miejscu. Nie można sie do tego przygotować. W końcu dzieję się to bezustannie. Czy więc cokolwiek trzeba? Może jedynie otworzyć oczy. Czasami wyłączyć inne hałasy. Wtedy możliwym będzie usłyszenie strumyka. Rzeki. A może nawet wodospadu.